piątek, 2 stycznia 2015

Pokój hotelowy

Czerwona suknia, czarne szpilki.
Twój wzrok wędruje po moim ciele.
Złota whisky błyszczy w dwóch szklankach.
Dym papierosów oplata nas strugami.
Gwiazdy na niebie migoczą jak Twoje oczy.
Powietrze drży wiedząc co nastąpi.
Wzrokiem byłam na Tobie już chyba wszędzie.
Zapewne Ty też.
Czyż nie jest to fascynujące?
A ile jeszcze przed nami?
Ile chwil uniesień i przyspieszonych oddechów.
Mocnego bicia serc.
Krzyku i jęku.
Ile jeszcze mam czekać?
Wzrok już się znudził,
inne zmysły wołają Twoje imię. 
Wstań.
Weź mnie za rękę i prowadź.
Wprost do krainy Twoich zmysłów i snów.
W snach chcesz bym była diablicą,
na przekór Tobie zasnę obok- będę anielicą.

Straty

Traciłam oddech- nie raz i nie dwa,
w Twoich ramionach, aż przed oczami wirował cały świat.
Traciłam odech- nie raz i nie dwa,
aż zapomniałam gdzie i kim jestem.
Traciłam rozum- nie raz i nie dwa,
biegnąc za Tobą i czując zapach innej kobiety.
Traciłam rozum- mocno i odurzająco,
gdy znów wybaczałam czerwień jej ust.
Traciłam humor- nie raz i nie dwa,
gdy na moje KOCHAM odpowiadałeś ciszą.
Traciłam humor- nie raz i nie dwa,
gdy szukałam Ciebie, wiedząc dla kogo tracisz oddech.
Traciłam łzy- nie raz i nie dwa,
gdy widziałam Was oplecionych w miłosnym uścisku.
Traciłam łzy- długo i smętnie,
by móc Cię zatrzymać chociaż na jedną noc.
Traciłam honor- nie raz i nie dwa,
gdy mówiłam "kocham" do szklanki wypełnionej wódką.
Traciłam honor- mocno i namiętnie,
gdy jako już niejedyna kochałam się z Tobą grzesznie.
Straciłam lata, nie rok i nie dwa
wzdychając do Twoich cieni w moim domu.
Straciłam lata- beznadziejnie.
A Ciebie z siebie straciłam tak szybko.


Bluszcz

Jestem słodka niczym laska wanilii,
warto dla mnie stracić choćby pół chwili.
Warto tracić oddech by wzdychać do mnie.
Tracić energię by móc gonić mnie.
Może coś to da? A może nie da nic?
Warto spróbować szczęścia dziś.
Jeżeli złapiesz mnie w swoje dłonie,
będę słodka jak budyń,
ale doprawię Cię na ostro z chili.
Nie trać nocy na sen,
Goń mnie.
Jak cień po ulicach.
Goń jak mnie jak wiatr goni płatki róż.
Gdy uda Ci się mnie dogonić,
będę jak bluszcz oplatać Cię.
Ciasno ciałem, tak zdradziecko.
Poznaj moją miłość-
zgiń spełniony i szczęśliwy.

Języki

Biegnę, co tchu.
Tchu mi brak- biegnę.
Upadam i wstaję.
Lecę w otchłań i czuję...
Ból...sól... piecze...
Spadam niżej.
Jakby niebo oddala się ode mnie.
Bliżej już jestem padołu.
Lecę...
Ciepło czuję...ciepło...
Gorąco... gorąco i parzy mnie...
Daj mi skrzydła!
Wzlecieć muszę...
Spalę się.
Ogień, języki ognia...
Niczym pejcz...
Czuję na plecach... krwawię...
Krew spływa w dół...
Wiszę...
Zawisłam w latach, w przestrzeni...
Krew kapie, słyszę ją... kap, kap...
Lepka, słodka, ostra...
Czuję na plecach języki- nie- ognia...
Jak tną moją skórę...
Rozszarpują... języki
Języki... taką moją moc.
Zawisłam.
Krwawię.
I tak na wieki.